Ile jest Jezusów?

Właściwie to nigdy mnie takie sprawy specjalnie nie zastanawiały. Ale w ten weekend dużo się wyjaśniło. To był mój debiucik na pieszej pięćdziesiątce (pięćdziesiąt, to było kilometrów). Jaszczur-Kresowe Bagna, impreza mająca formułę mocno zbliżoną do marszów na orientację, czyli były punkty stowarzyszone. Już sam plakat zawodów był niezwykle zachęcający. Poleski Park Narodowy, bagna, a w nich żółwie. Cudownie, nigdy tam nie byłam.

Scorelauf, ale jakby nie patrzeć trasa w dużej części wiodła przez Park Narodowy. I zbaczać z niektórych szlaków, dróg zupełnie się nie opłacało, bo można było ugrzęznąć w tych bagnach. Na trasie zatrzęsienie punktów, bo 41. Nie wszystkie oczywiste, na niektórych punktach trzeba było wykazać się intelektem, zdolnościami plastycznymi, umiejętnościami pomiaru i percepcji wszelakiej. Jak ktoś nie jest wszechstronny, to mógł sobie poćwiczyć takie sprawności na zawodach.


To jest fragment mapy. Były lidary i nie tylko. Czasami trzeba było dopasować fragmenty do mapy głównej.

Na tych zawodach można brać udział zespołowo. To jest impreza, gdzie dopuszczalny jest start w formule niepieszej. Czyli do woli. Najłatwiej pokusić się na rower. Ale z tego, co wiem, to jest jedyna impreza na orientację, gdzie organizator idąc naprzeciw oczekiwaniom uczestników, dopuszcza formułę konną. A startuje się interwałowo. Mi się samej wystartowało, ale ta pojedynka trwała krótko. Bo na punkcie chyba siódmym moim tramwaj się zrobił, i on tak trwał w przeróżnych konfiguracjach do mety prawie. Ale bez kompanów z taką łatwością i szybkością niektórych punktów sama bym nie znalazła. Także, ogromne podziękowania dla nich. Bo na maratonach rowerowych, to nie trzeba być tak bardzo precyzyjnym. Punkty w większości są usytuowane w miejscach, do których da się dojechać. A na Jaszczurze, były problemy nawet z dojściem na nogach do niektórych. To były zawody zupełnie inne niż wszystkie. Biorąc pod uwagę, ile czasu zajmowało szukanie niektórych punktów, to nastawienie sportowe do tej imprezy, byłoby chyba deprymujące, przynajmniej dla mnie. Chyba pierwszy raz w życiu przyjęłam założenie, że jadę na zawody z zamiarem mocno turystycznym. Czyli bez biegania ogromnego, bez ścigania, a na spacer, lekki trucht jedynie. I porobiłam sobie sporo zdjęć.


Takie były drogi. Rano trochę siąpiło, więc ciutek ślisko było.


Zamiast tradycyjnych lampionów były kartki na drzewach.


Kartę startową wypełniało się flamastrami bądź długopisem (była dwustronna). Jak wpdałam po pas do kanału, to delikatnie się rozmyło. Ale karta ocalała:-)


Nawet było jedno zadanie specjalne polegające na wykonaniu rysu pionowego obiektu. Stodoła rozwalajaca się to była?


Takie były jeziora piękne.


Toalety w Parku Narodowym.


Na jednym z punktów trzeba było podać numer ambony.


Po drodze konie były. Kuce właściwie.


Takie wieże widokowe na tych bagnach postawili.


Na jeszcze innym punkcie pytali o numer tablicy rejestracyjnej. Łódek kilka. Nie wiadmo, co podać. Pewnie rozstrzygnie się przy stoliku. Bo wyników, to nie znam.


Tak sobie przez jakąś groblę chyba szliśmy (i się zawróciliśmy, bo nie do przejścia bagna się okazały).


Na kolejnym zadaniu specjalnym kazali krzyże liczyć (jeszcze 5 z tyłu perfidnie się ukryło).


Tak mieszkają robaki. Luksusowe robaki.

Co ciekawe, nie spotkałam żadnego sklepu po drodze. Ciepło było, a na trasie pieszej to się pić chce okrutnie. Jak się wychodzi z tych chaszczy, bagien, na brudasa do wiosek miejscowych, to ludzie się litują i wodę dają, a nawet piwo. Czy żmije spotkaliśmy w lesie? No nie bardzo. Liczyłam, że chociaż żółwia zobaczę w środowisku naturalnym. A w środowisku naturalnym, to spotkałam same kleszcze, muchy, komary. 

To był bardzo udany wyjazd. Niezmiernie się ubawiłam na trasie. Dziękuję za jajka na miękko. Przepraszam, za zbity kieliszek. Oprócz tego, że było przyjemnie, to teraz jest boleśnie. Odciski dokuczają, no ale od czego jest rower?

Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, to jest trzech Jezusów. I tak ONI wyglądają (jeden jest goły, drugi ubrany, a trzeci wyglądał jak plastikowy).

Komentarze

sklepy na TP50

Pierwszy sklep był pomiędzy pkt 1 a 2 , drugi tuż obok pkt3 trzeci w Zienkach niedaleko pkt19. Warto wypatrywać nie tylko lampionów.
 

nie dla sklepów jeżdżę na

nie dla sklepów jeżdżę na zawody:-) a żadnego na trasie nie widziałam. tak u mnie źle nie jest. do najbliższego sklepu z domu mam jakieś 200 metrów. daję radę jakoś przeżyć:-) nawet bułki mają:-)