Coś dla zmęczonych mapą

Na brak wakacyjnych zawodów na orientację od kilku lat nie ma co narzekać, ale jeśli kogoś zniechęciły już niepowodzenia w nierównej walce z abstrakcyjną rzeczywistością przedstawioną w formie mapy, ten zawsze może się trochę zresetować uprawiając rekreację nie wyczerpującą tak bardzo szarych komórek. Może sobie zatem strzelić jakieś dłuższe bieganko pojawiające się od czasu do czasu w naszym kalendarzu.

Jedną z propozycji jest zaplanowany na następną sobotę (20 lipca) Świder Trail Marathon. Jeśli ktoś myśli, że będzie tam łatwo, prosto i przyjemnie ten powinien jak najszybciej zweryfikować swoje niepoparte doświadczeniem poglądy. Będzie gęsto (wegetacja w tym roku bujna), kręto (ścieżki nad Świdrem są jeszcze bardzie pokręcone niż sama rzeka) i... raczej nie należy oczekiwać pobicia rekordu życiowego w maratonie, chyba że staruje się po raz pierwszy. Jednym słowem, będzie bardzo fajnie.

Więcej informacji o zawodach można znaleźć na stronie organizatora. Warto wspomnieć, że oprócz maratony można tam sobie strzelić połówkę, dyszkę, piątkę, a nawet coś krótszego). Zgłoszenia przyjmowane są do 18 lipca, więc jeszcze jest trochę czasu do namysłu.

W odróżnieniu od Świdra w przypadku Chudego Wawrzyńca, który odbędzie się w sobotę (10 sierpnia), problemu z zapisami... już nie ma. Limit uczestników został ustalony na 500 i mimo, że daleko (granica polsko-słowacka), długo (trasy mają 50 i 80 km) i górzyście, to ilość chętnych przekroczyła 700 i lista oczekujących na miejsce jest całkiem pokaźna. Najwyraźniej naród oszalał i potrzeba mu bardzo mocnych bodźców ekstremalnych. Oczywiście bez przesady, czyli bez mapy w ręku, dzięki czemu biegi na orientację były, są i będą w Polsce sportem niszowym, i dobrze.