Polski Oringen z akcentem na "polski"

Wczoraj w Lucynowie koło Wyszkowa zakończyło się Grand Prix Mazowsza w Orientacji Sportowej, czyli trzydniowe zawody organizowane przez zjednoczone siły warszawskich klubów Spójnia i UNTS. W zamierzeniu miało być to unikalne w polskich warunkach połączenie biegów na orientację oraz rowerowej jazdy na orientację reklamowane jeszcze kilka miesięcy temu jako "polski Oringen". Z obiecywanych wcześniej ośmiu startów ostało się tylko sześć, ale i tak cała impreza zapowiadała się bardzo interesująco.

Czym się różni Oringen od polskiego Oringenu?

Przychodzi tutaj od razu na myśl stary dowcip-zagadka z czasów, gdy cukier, masło oraz kilka innych rzeczy trzeba było kupować na kartki. Jaka jest zatem różnica między demokracją, a demokracją ludowa? Ano taka, jak między krzesłem i krzesłem elektrycznym i to samo można chyba powiedzieć o polskim Oringenie.

Nie wiem, czy zawiodła tutaj współpraca pomiędzy współorganizującymi zawody klubami, czy też powodem było przerośnięte ego niektórych osób, ale z punktu widzenia zawodników startujących w zawodach rowerowych lub próbujących połączyć starty rowerowe z biegowymi (do czego zresztą gorąco na zawodach zachęcano) całe przedsięwzięcie zakończyło się jedną, wielką katastrofą.

Z punktu widzenia zawodników wyłącznie biegających prawdopodobnie nie wyglądało to aż tak tragicznie. Prosty i nudny teren to przecież często cecha charakterystyczna mazowieckich zawodów, chociaż wydaje się, że dużo ciekawsze mapy można znaleźć bliżej stolicy. Prawdopodobnie wpłynęłoby to pozytywnie zarówno na poziom zawodów, jak i frekwencję.

Jednak to, co działo się na trasach rowerowych wymaga chyba dokładniejszego opisania, głównie ku przestrodze. Tym bardziej, że zawody te dostały rangę Mistrzostw Polski i to każdego dnia: piątek (dystans długi), sobota (dystans średni), niedziela (scorelauf).

Dzień pierwszy

Ktoś wymyślił, że zawodnicy najpierw troszkę pojeżdżą sobie na rowerku, a potem troszkę pobiegają. Zawody rowerowe zaczynają się o 13:30 "planowym" półgodzinnym opóźnieniem. Już na początku wymagają orientacji zaiste mistrzowskiej, bowiem w lesie w trakcie zawodów wciąż są dostawiane punkty kontrolne. Wyniki są więc unieważnione, ale niestety nie wiedzą o tym frajerzy pokonujący całą trasę, której bliżej do survivalu, niż do orientacji sportowej. Czasy "moralnych" zwycięzców tego dnia to często 3h i więcej, także w kategoriach weteranów co można chyba zakwalifikować jako próbę morderstwa?

Start biegów na orientację miał poczekać na nielicznych chętnych, którym wciąż było mało piątkowych atrakcji. Mimo zapewnień w centrum zawodów nie poczekał, o czym kilka osób przekonało się w drodze na start. Brak komunikacji wśród sędziów, czy zwykłe buractwo, tego niestety nie wiem.

Małe podsumowanie pierwszego dnia:

  1. Komunikat techniczny i listy startowe pierwszego dnia zawodów rowerowych był wysyłany w nocy przed zawodami co utrudniało zaplanowanie sobie przejazdu.
  2. Niektóre trasy składały się z dwóch map, które jednak nie były zszyte. Niektórzy zawodnicy dostawali więc na starcie tylko jedną mapę albo też dwie, ale takie same.
  3. Mapa kiepska. Selekcja i klasyfikacja dróg pozostawiają dużo do życzenia.
  4. Trasy stanowczo za długie, chociaż nie widziałem w żadnych przepisach czasów dla dystansu długiego, więc może od tych zawodów będzie obowiązywała zasada precedensu.
  5. Na punkt żywnościowy nawet nie liczyłem, chociaż niektórzy myśleli, że kubeczek przy punkcie zmiany map oznacza jakieś picie (srogo się zawiedli).
  6. Punkty na trasie były stawiane w trakcie zawodów, więc ich unieważnienie zupełnie nie dziwi.
  7. No i nieszczęsny start na zawody biegowe, czy też raczej jego brak.

Dzień drugi

Mapa na zawody rowerowe trochę lepsza, chociaż szału nie było, ale trasy wciąż mało rowerowe. Zbyt wiele odcinków pokonywało się z rowerem na plecach, ale przynajmniej wszystkie punkty stały tam, gdzie trzeba. Po zawodach pojawiły się pytania, jak duży musi być rower. Z rowerem-breloczkiem można by było trasę pokonać szybciej.

Niemile zaskoczył także brak synchronizacji stacji SportIdent co powodowało brak międzyczasów na kilku punktach. Poprzedniego dnia ten problem nie wystąpił, bowiem... na mecie nie było żadnych wydruków. Podobno zabrakło papieru w drukarce, w toaletach zresztą też:)

Komunikat techniczny i listy startowe drugiego dnia zawodów rowerowych tradycyjnie zostały rozesłane w nocy przed zawodami.

Dzień trzeci

Trasy zostały skrócone względem planu. Jaki był plan to nie wiadomo, bowiem komunikat techniczny trzeciego dnia zawodów rowerowych był zgodnie z tradycją pisany na kolanie, ale niezgodnie z tradycją nie został wysłany w nocy, tylko dopiero w niedzielę rano.

Tym razem hitem dnia okazała się "stowarzyszona" meta z zawodów biegowych. Najwyraźniej zawody rowerowe powoli ewoluują w stronę formuły turystycznej co specjalnie nie dziwi, bo Zastępca Kierownika ds. RJnO Grand Prix Mazowsza wywodzi się właśnie z tego środowiska. Każdorazowe potwierdzanie przez zawodnika "stowarzyszonej" mety powodowało wybuch radości u organizatorów z Sędzią Głównym na czele. Pytania "z czego się śmiejecie" nie trzeba było nawet zadawać, bo już dawno temu odpowiedział na nie niejaki Gogol.

Kilka uwag natury formalnej

Polski Związek Orientacji Sportowej produkuje cały czas masę przepisów i regulaminów. Zawody organizowało wielu działaczy związku, ale najwyraźniej nawet oni nie czytają tego, co sami piszą. Warto więc przypomnieć, że:

  • Komunikat techniczny zawodów powinien być wydany co najmniej trzy dni przed ich rozpoczęciem i jest dokładnie określone co powinien on zawierać.
  • Na zawody dużej rangi powoływani są przez PZOS kontrolerzy. Ciekawy jestem kto i jak kontrolował przygotowania do Mistrzostw Polski w RJnO w Lucynowie skoro wyszło, jak wyszło.
  • Osobą odpowiedzialną za rozpoczęcie startu jest przede wszystkim Sędzia Główny zawodów. Chyba, że jest figurantem. Jeśli tak to może warto od czasu do czasu zweryfikować niektórym osobom licencje sędziowskie, chociaż trudno liczyć na takie, zdawałoby się racjonalne działanie, skoro ważniejsze od kwalifikacji wydaje się być regularne opłacanie składek.
  • Zgodnie z powielanymi co roku regulaminami całkowite unieważnienie zawodów rangi mistrzowskiej z winy organizatora powinno skutkować karą finansową w wysokości 3500 PLN. Nie słyszałem, żeby taka kara została kiedyś wyegzekwowana, ale może warto w końcu spróbować. Szczerze wątpię, czy tak się stanie (w końcu trudno oczekiwać od milicjanta, żeby wystawił sobie mandat), ale okazja po podreperowania budżetu PZOS jak znalazł.

Człowiek-orkiestra

Jeśli komuś się wydaje, że zna się na wszystkim i Mistrzostwa Polski ogarnie się jednoosobowo to mu się... wydaje. Zawsze warto przetestować swoje możliwości na trochę mniej prestiżowych zawodach, bo lepszy wstyd mniejszy, czyli lokalny, niż większy, czyli ogólnopolski.

Wierzę, że wszyscy organizatorzy z człowiekiem-orkiestrą na czele bardzo się starali, ale niestety nicz dobrego z tego nie wyszło. Polscy górnicy też ciężko pracują, ale koszty wydobywanego przez nich i dotowanego po cichu węgla musi ponosić całe społeczeństwo.

Zakończenie

Chciałbym mieć nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski z wyszkowskiej tragedii, ale trudno mi tutaj być optymistą. Poziom organizacyjny wielu krajowych zawodów CTZ obniża się z każdym rokiem, a szczególnie dotyczy to zawodów rowerowych. Nie da się tego trendu zahamować produkując kilogramy nowych przepisów, chociaż akurat tych najważniejszych, czyli Regulaminów Sportowych RJnO na rok 2015 wciąż nie ma. Może warto zatem poprosić Czechów, aby robili swoje zawody bliżej polskiej granicy?

Ciekawe, czy tylko ja mam takie odczucia. Jak ktoś chciałby podzielić się własnymi to zapraszam do komentowania. Jeśli komentarzy nie będzie to chyba będzie znak, że nikogo to nie interesuje i może właśnie dlatego jest, jak jest.

Komentarze

Ja jeździłem na rowerze i mam

Ja jeździłem na rowerze i mam dokładnie takie same odczucia.

Piątek - tragedia. Jadę do swojego PK 4 i widzę grupkę młodzieży, która stwierdza - gdzie tu powinien być PK. Dojeżdżam do miejsca, gdzie pownien być PK 4 - brak, jadę na 5 - też brak. Kręcę się chwilę wokół bagienka i nagle słyszę z tyłu "tu jest punkt" - właśnie został dowieziony i byłem pierwszym szczęśliwcem, który go potwierdził. Kieruję się na kolejny PK i nagle na środku ścieżki (tam gdzie wcześniej widziałem wspomnianą grupkę młodzieży) stoi lampion :). Po 10 PK patrzę na licznik - 15 km, a mam do potwierdzenia jeszcze 20 PK - będzie grubo. Wg komunikatu 23 km, optymalnie 32, a tu może być i 40 km. Do tego dochodzą ścieżki, które ... No właśnie, czy to coś można było nazwać ścieżką? Przecinka leśna pokryta karpami trawy i żeby było ciekawiej - mnóstwo gałęzi różnej wielkości, spragnionych wkręcenia się gdziekolwiek, a najchętniej w przerzutkę. I to nie były pojedyncze takie przejazdy 0 tego na trasie bylo mnóstwo. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się, że nie miałem przyjemności z jazdy na orientację. Nawiązując do spragnionych - też się łudziłem na punkt z wodą bo po pokonaniu pierwszej pętli pozostało mi mniej niż 1/4 zawartości bidonu. Mając kilka znaków do wycofania się (brak PK na trasie, brak wody na punkcie żywnościowym, brak przyjemności z jazdy, wrażenie, że to jakiś survival i na dodatek przyblokowany tylny hamulec od połowy trasy) doturlałem się do mety. Wynik tragiczny - prawie 4 godziny "jazdy" i 37 km na liczniku, ale do zwycięzcy straciłem tylko 12 minut. Czyli nie tylko ja tak się męczyłem z tą trasą. Po kilkunastu minutach niespodzianka - zawody na dystansie długim będą prawdopodobnie odwołane. To nie można było podjąć tej decyzji wcześniej? Nie można było wysłać kogoś aby ściągnął "frajerów" z trasy (były miejsca, przez które przejeżdzało się 3-4 razy) aby się nie męczyli bez sensu? A co z wpisowym za odwołany kolejny etap?

Sobota - dużo lepsza trasa. Było sporo biegania z rowerem, oczywiście kto chciał mieć lepszy czas :) Nawet dojazd na metę wytaśmowany.

Niedziela - o parametrach tras dowiedziałem się dopiero w Centrum Zawodów. Ponieważ to scorelauf więc każdy sam sobie określa trasę przejazdu przez wszystkie PK. Punkty fajnie rozstawione, jest przyjemność z jazdy. Ale czar pryska na mecie. Jak większość osób startujących na początku ładuję się do szerokiej wytaśmowanej alejki z wielkim banerem na końcu z napisem "META". Podbijam metę i nagle dowiaduję się, że mam NKL bo to nie ta meta, a wszedłem już w teren zakazany. I co się okazało, że meta rowerowa stała jak ... wychodek, gdzieś z boku polany z malutką tabliczką "META" , a PK miało kod "143". Jaki był problem zrobić PK z kodem 104 jako obowiązkowy ostatni i wytaśmować dojazd do tej innej mety? Jaki był problem poinformować przed startem w postaci schematu, gdzie znajduje się meta rowerowa i żeby jej nie pomylić z biegową (wiem, zaraz odezwą się osoby, że trzeba umieć czytać mapę, ale obie mety zawierały się w kółkach oznaczających metę z mapy)? Na szczęście protesty zostały uwzględnione.

Nie wiem czy wiele osób przegląda czasami stronę PZOS. Tam są głównie informacje o BnO. RJnO (podobnie jak narty zimą) jest chyba traktowane jako niechciane dziecko orientacji. I takie wrażenie można było odnieść zarówno w piątek jak i w niedzielę zaraz po przekroczeniu mety. Zawody głównie biegowe, a rowerowe zrobione przy okazji. W ten sposób łatwo jest zrazić osoby jeżdżące na rowerze do RJnO. Czy o to chodzi, aby było nas coraz mniej?

Podsumowując, pomimo tych kilku zgrzytów opisanych powyżej zawody (dla mnie) udane, pogoda raczej dopisała (poza niedzielą). Doceniam ogromny wysiłek organizatorów i również mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte z tej lekcji wnioski. Mam również nadzieję że były chociaż częściowo wysłuchane głosy "ludu rowerowego", bez którego nawet najlepiej zorganizowane zawody nie mają sensu gdy nie ma (już) kto startować.

 

Drobne uzupełnienie moich

Drobne uzupełnienie moich przemyśleń.

Pod pojęciem piątkowej "tragedii" miałem na myśli całokształt piątkowych zmagań, doszedł jeszcze do tego w pewien sposób stracony dzień z urlopu. I ten negatywny odbiór niestety przyćmił mimo wszystko ciekawy teren i wg mnie również ciekawe rozstawienie PK. Ale jak to mówią - z niczego, sorki, z pustego to i Salomon nie naleje. Pomiędzy tymi PK trzeba jakoś się przemieszczać, najlepiej szybko. A w rzeczywistości dużo ścieżek miało zawyżoną przejezdność i nie dość, że jechało się wolno to na tyle telepało, że siły uciekały dużo szybciej. Przy takim dosyć ciężkim terenie wg mnie wystarczyło nie trzymać się kurczowo zalecanych przez przepisy długości tras (które program wylicza ... wzdłuż kreski, ale kto tak jeździ?) tylko urealnić długość tras do przebieżności i przewidywanych czasów wygrywających poszczególne kategorie.

Na koniec chciałbym pochwalić organizatorów za załatwienie jednakowych bardzo ładnych medali dla (chyba) wszystkich kategorii od juniorskich do Masters (jakoś lepiej to brzmi niż Weterani). Przyznaję, że w ubiegłym roku z lekką* zazdrością patrzyłem na medale, które otrzymywali zawodnicy elity w kształcie Polski (i do tego 3D), a np. Weterani, tzn. Mastersi, otrzymali zwykłe okrągłe - też ładne, ale jednak inne (dlaczego inne?) i z opóźnieniem w przypadku zawodów w Lipowym Moście.

* to jednak była duża zazdrość ...

W 100 % podzielam opinię

W 100 % podzielam opinię Marcina i Adama i chwała im, że napisali - teraz kilka moich spostrzeżeń:

Ja należę do tych szczęśliwych osób, które o odwołaniu zawodów w piątek dowiedziały się już przed startem. Nawet nie wyjmowałem roweru z samochodu, po usłyszeniu pierwszych głosów komentarzy na temat terenu, mapy i trasy. Usiadłem sobie z Zuzanną i Rosjankami i spokojnie porozmawialiśmy o różnych sprawach, najmniej o zawodach, bo nie za bardzo było o czym mówić. Uśmiałem się jak Swietłana pokazała mi punkt żywnościowy zaznaczony na mapie i jak opowiedziała o jego szukaniu – w pewnym momencie wydawało się jej, że może jest gdzie indziej, ale po drugim kółku stwierdziła, że pewnie jak niektórych punktów w terenie organizator zapomniał rozstawić paru butelek wody w lesie z kubkami.  Drugi fajny motyw – jak jej trener spotykając Ją na trasie mówi, że tamtego PK na który jedzie nie ma, ona jednak pojechała w zaznaczone kółeczkiem na mapie miejsce i punkt znalazła i potwierdziła i wierz tu trenerowi. Porozmawiałem jeszcze ze znajomymi, których sporo miałem okazje spotkać i w sumie dzięki odwołanym Mistrzostwom Polski miałem okazje spokojnie z nimi porozmawiać.  Miałem zamiar przenocować w szkole, ale jak zobaczyłem jaki jest ścisk zrezygnowałem i wsiadłem w samochód i ruszyłem spokojnie do domu.

W sobotę wreszcie mogłem wystartować w kraju w zawodach rowerowych – szczerze byłem głodny od dawna pojeżdżenia z mapą w lesie na rowerze. Całe szczęście, że tydzień wcześniej brałem udział w podobnie zorganizowanych zawodach na Białorusi Puchar Grodna, gdzie biegałem i jeździłem na rowerze – przez trzy dni – czyli oferta identyczna jak w kraju. No i właśnie to bieganie z mapą bardzo mi się przydało, bo podczas sobotnich Mistrzostw Polski na dystansie średnim około 40 % trasy pokonałem idąc z rowerem na azymut przez las – co przyniosło niesamowity efekt w moim przypadku i okazało się, że ku zdumieniu rywali wygrałem i to ze sporą przewaga nad drugim zawodnikiem. Jak zwykle po zawodach porozmawiałem z Rosjanami, którzy spytali tylko, kto budował trasy – oni mistrzowie rezania, bo tak po rosyjsku nazywa się skracanie fragmentów trasy na RJnO oraz w NBnO mieli jedna przesyt tej formy pokonywania trasy podczas zawodów RJnO. Ci co starali się jeździć po drogach przegrali z kretesem z tymi co pokonywali trasę na przełaj przez las – który nadawał się w wielu miejscach do jeżdżenia rowerem lepiej niż niektóre zapiaszczone drogi. W sumie nawet nie zmęczyłem się tego dnia. Mapa była dobra – tylko budowniczy nie umiał jej wykorzystać – około 20 % terenu było nie zagospodarowane – a można było zrobić fajne warianty – tu widać, że cały wysiłek poszedł w kierunku wykorzystania paru wydm i wokół nich Ja przynajmniej dwa razy chodziłem z rowerem na azymut.

Tradycji stało się zadość i Komunikat techniczny, który był przesyłany na circa 8 godzin przed starem – każdego etapu tym razem trafił do uczestników po śniadaniu w dniu zawodów. Od razu mi się nie podobało, że organizator nie określił w nim, który punkt należy potwierdzić jako ostatni i następnie po wyznakowanej taśmami trasie dojechać do linii mety, aby Ją potwierdzić. Ja już przed startem miałem problem, bo odpadł mi jeden z pedałów a na trasie drugi więc od razu z góry postanowiłem odpuścić jakąkolwiek walkę, ale w żadnym przypadku pokonanie całej trasy. Nie uniknąłem ataku psa przejeżdżając przez zabudowania – poszedłem do ludzi i poprosiłem o zamknięcie stworzenia we własnej zagrodzie, bo sporo osób jeździ na rowerach, a psiak wyglądał raczej na takiego co łatwo nie odpuści poruszającym się na rowerach i będzie chciał pokazać, że jest od nich sprytniejszy i da radę któregoś ukąsić. Nie wiem czy poskutkowało, ale nie było przypadku pogryzienia zawodnika. Ja zawsze jak robię zawody uprzedzam właścicieli gospodarstw o imprezie i proszę o trzymanie Swoich pociech za zamkniętym ogrodzeniem. Jako ostatni PK potwierdziłem punkt o kodzie 104 i rozejrzałem się za wyznakowanym dojazdem do mety – wcześniej padał spory deszcz – pomyślałem, że jak organizator zainwestował w oznakowanie z krepiny – to już spłynęło, ale zawsze coś by tam leżało na ziemi – nie znalazłem nic, dlatego spokojnie w strugach deszczu spojrzałem na mapę i znalazłem metę – więc nic innego jak kolejny PK do zaliczenia pomyślałem i dojeżdżając do niego patrzę i ma kod – mówię jak potwierdzę o jeden więcej, to nie będzie tragedii nie zdyskwalifikują przecież mnie za to, bo mam już wymaganą ilość punktów – potwierdzam więc ten PK z mapy i widzę przy nim z boku tabliczkę malutki napis – META – nic grzeje dalej do banneru i dziwię się dlaczego nadal nie ma oznakowania – są natomiast porządne pachołki oznakowane napisem i META i FINISCH – bo przecież towarzystwo międzynarodowe bierze udział w zawodach więc wszystko musi być jasne i klarowne – ale mówią mi, że mam wszystko OK i potwierdziłem właściwą METĘ- dostaje nawet słowa pochwały od grupki osób zebranej w namiocie obserwującej poczynania rowerzystów. Później dowiaduję się, że jestem w nielicznej grupie osób, która jest w dniu dzisiejszym klasyfikowana, bo potwierdziłem właściwą metę. Na co odpowiedziałem, że jest to jakaś kpina z zawodników i według przepisów zawsze musi być podany w przypadku rozgrywania tej formy zawodów jaki PK należy potwierdzić jako ostatni i od tego właśnie PK organizator musi powiesić oznakowanie do linii mety, którą też należy potwierdzić. Zrobiono z rowerzystów osłów, a jeszcze przy okazji mój zawodnik został nawyzywany przez organizatora od idiotów jak zwrócił się z pytaniem o co tu chodzi - /mówię o Bartoszu Nowaku/  są świadkowie tego zdarzenia i niestety nikt chyba nie zareagował – bo w namiocie trwała cały czas dobra zabawa jak na super komedii w kinie z obserwowania zawodników jaką metę potwierdzą. Od razu powiedziałem do paru osób, że należy napisać protest, a jak nikt tego nie zrobi, to jak się ogarnę to Ja napiszę. Na szczęście Tomek Polewka już kończył pisać protest i cały mokry poszedłem do namiotu z organizatorami przedłożyć im kawę na ławę – całe szczęście dość szybko została podjęta jedyna właściwa decyzja. Ja wreszcie mogłem iść się przebrać i  spotkałem po drodze wyjeżdzających Rosjan – pytam nie zostajecie na zakończenie – Maxim machnął tylko ręką i pojechał – nie chciał nawet gadać. Później podczas zakończenia zobaczyłem, że wiszą flagi uczestników, ale nie było flagi Rosyjskiej – niektórzy stwierdzili, że baner Wyszkowa jest w kolorach właśnie flagi rosyjskiej – czyli kolejna wpadka – w takim przypadku nie wiesza się żadnych flag i już jest o wiele lepiej.

Niestety nikt nie potrafił powiedzieć podczas zakończenia słowa przepraszam – za I dzień no i szczególnie za ten III dzień. Na stronie zawodów, też ani słowa nie napisano na ten temat. – Szczególnie szkoda mi młodych zawodników, których przyjechało sporo z całego kraju – no i niektórzy zostali jeszcze zrugani w sposób nie godny, po zadaniu pytania. Szkoda, bo z zapowiedzi słyszałem, że teren świetny, mapy robione już od ubiegłego roku, klub jeden z potężniejszych w kraju – i tknęło mnie jak się dowiedziałem, że czołowy zawodnik tego klubu Maciej Gromadka nie startuje w piątek i niedziele, bo organizuje zawody – to był początek obaw, które okazały się uzasadnione.

Za niespełna 12 dni mamy jednak już IV Rundę Pucharu Warszawy i Mazowsza w RJnO w Legionowie i tam na pewno punkty będą stały na czas we właściwych miejscach.

wrażenia z GPM 2015

W pełni potwierdzam opinie przedmówców. Startując w zawodach rowerowych i biegowych miałem déjà vu z Lipowego Mostu w 2014 r.  Organizatorzy powinni mieć świadomość bardzo licznych niedociągnięć i zamiast starać się uspokoić sytuację, na koniec doleli tylko oliwy do ognia z numerem pod nazwą Stowarzyszona Meta i zabawą ze zmęczonych trasą i pogodą zawodników. Podobnie było w Lipowym Moście: po licznych wpadkach organizacyjnych zawodnicy (także z drugiego końca Polski) czekali na zakończenie zawodów żeby po długim weekendzie (Boże Ciało) wrócić szybko do domu a organizatorzy opóźnili zaplanowaną dekorację najlepszych zawodników ponieważ..... pojechali do lasu zbierać punkty. Niestety nie widać, żeby przy organizacji zawodów rangi Mistrzostw Polski wyciagano wnioski z poprzednich wpadek.

To i moje kilka wrażeń w

To i moje kilka wrażeń w punktach:

1. RJnO długi - szkoda gadać. Na pierwsze 4 PK nie było dwóch. Kolejne 4 przejechałem tylko z ciekawości czy stoją. Zszedłem po 8 punktach - świetna decyzja bo oczywistą rzeczą było dla mnie anulowanie zawodów.
Jeśli chodzi o samą mapę - miejscami zupełnie nieadekwatnie i niezgodnie z rzeczywistością zaznaczona była jezdność dróg! Brak linii północy na mapie!!!
2. RJnO średni - punkty stały - to plus! Ale budowa tras w moim przekonaniu bardzo słaba - nie startuję często w RJnO, ale nie o to chyba chodzi żeby połowe trasy biegać z rowerem. Przy okazji pytanie (całkiem serio): czy jest określony minimalny rower jaki trzeba mieć podczas rjno, czy przepisy o tym nie mówią? Obstawiam że gdybym mógł trasę przebiec bez roweru to miałbym szansę na medal. A tak 10 miejsce - byłem totalnie zajechany.
3. RJnO scorelauf - tutaj już zniechęcony i zajechany dwoma poprzednimi dniami zrezygnowałem ze startu. Ale oprócz wtopy z metą, jest jeszcze wtopa z wynikami - mój zawodnik jechał godzinę szybciej niż widnieje to w wynikach! (Przez to nie wyszedl na dekorację scorelaufu...).
4. BnO sprint - bardzo fajny sprint leśny. Nie zgadzam się z Igorem że las był nudny - każdy teren ma swoją specyfikę i akurat Mazowsze nie należy do najtrudniejszych. Co nie znaczy że jest nudne. Ja bardzo lubie bieganie po Mazowszu. Mapa bez zarzutów, no może poza kilkoma wyraźnymi granicami kultur które były bardzo niewyraźne.
5. BnO średni i klasyk - dla mnie bez zarzutów.
6. Wyżywienie. Przykra sprawa, nie wiem kto sobie zdaje z tego sprawę. Ponieważ byliśmy grupą, zamawiałem obiady dla 15 osób w pt i sob. Cena pojedynczego obiadu wynosiła 12 zł. W pt było jeszcze ok - 2 dania. W sobotę natomiast dostaliśmy za 12 złotych trochę rozgotowanego makaronu i polane sosem. Tylko tyle! Ale to nie w tym problem. Okazało się że można było kupić tego dnia to "danie" za 5 zł!!!!!!! Czyli mnie i każdego mojego zawodnika wydymano na 7 zł (7x14=98 zł!). Zdenerwował mnie ten fakt i z pewnością nigdy żadnych posiłków przez organozatora nie bede zamawiał. Wiem że były problemy z cateringiem, ale czy warto zamawiać na ostatnią chwilę oszustów???? Czuję(my) się okradziony na 98 zł :(

Podsumowując:
- poziom organizacji części biegowej zupełnie nieporównywalny z rowerową
- budowa tras - w rowerach słabiutka, w biegach ok
- mapy - biegowe ok, rowerowe pozostawiały do życzenia sporo
- wyżywienie - opisane powyżej :(
- noclegi - szkoła ok, blisko CZ, ciepła woda, sklep pod nosem, orlik - pozytywnie

Zawody wspominam dobrze, bo każdy bieg z mapą sprawia mi radość. Jednak do RJnO zostałem (po raz kolejny) zniechęcony.

J

Ja zbyt wielu wrażeń nie mam, bo i zawody biegowe były dokładnie takie, jakich się spodziewałem. Co więcej, miesiąc temu nawet nie planowałem w nich startować, ale wyszło inaczej.

Jednakże do żartów typu krzesło elektryczne chciałbym dodać pytanie: ilu uczestników biegowego Oringenu startuje na etapach MTBO? Może po prostu niekoniecznie należy próbować silić się na zaliczenie 15 "startów" w weekend, szczególnie znając skład komitetu organizacyjnego.

PS Rowerową jazdę na orientację obserwuję (tak jak BnO) od 15 lat i nie umiem pojąć, dlaczego cały czas traktuje się ją jako coś więcej niż właśnie wspomnianą turystykę.

Jak rzadko kiedy zgadzam się

Jak rzadko kiedy zgadzam się z Tadeuszem. W tym przypadku chyba było tak, że zawody rowerowe nieco na siłę doklejono do trzyetapowej imprezy biegowej. Organizatorzy mieli bardzo dużo pracy z podstawową imprezą i nie mieli pewnie żadnych nadzwyczajnych zasobów ludzkich. Ja sugeruję w przyszłości robić jedną rzecz dobrze, ilość prawie nigdy nie przechodzi w jakość. Mnie się to nigdy nie zdarzyło.

Nie dalej jak dwa lata temu głównym tematem spotkania IOF w trakcie MŚ w Finlandii był kiepski poziom organizacyjny imprezy RJnO w Polsce. Może jeszcze za wcześnie na rozdawanie sobie medali MP? Może trzeba jeszcze poterminować?

Jako, że nie każdy kojarzy

Jako, że nie każdy kojarzy mnie z nicka, to przedstawiam się z imienia i nazwisko, Tomasz Nitsch, szef części rowerowej Grand Prix Mazowsza.

Na wstępie: bardzo serdecznie dziękuję wszystkim zabierającym głos w dyskusji, szczególnie Marcinowi za bardzo rzeczową, skondensowaną, a jednocześnie zawierającą bardzo dużo szczegółów analizę całych zawodów. Odniosę się szczególnie do niej, ale też do uwag Adama, Janka i Karola.

Przede wszystkim po raz kolejny, szczerze chciałem przeprosić wszystkich startujących w RJnO za wszystkie błędy, które wystąpiły w trakcie tych zawodów. Dołożyłem wszelkich starań, aby ta impreza wyglądała całkiem inaczej. Półroczna ciężka praca zakończyła się jednak fiaskiem, wielkim zawodem dla wszystkich zawodników, którzy całkiem licznie zjechali do Wyszkowa. Już kilka razy byłem na zawodach, kiedy to błędy organizatora wypaczyły przebieg rywalizacji sportowej, więc wiem dobrze jak się czujecie. Przepraszam najmocniej.

Co bym tutaj nie napisał o tym, jak małe aspekty nie zagrały i tak nie zmieni postrzegania całości. Tym niemniej naświetlę kilka spraw. Proszę o zrozumienie w tych kwestiach ogólnych, o których napiszę niżej. Bo do błędów szkolnych to w ogóle nawet nie będę się próbował tłumaczyć: brak linii północy na mapie, czy brak punktu żywieniowego  to absolutnie zawstydzające kwestie na poważnym poziomie. No i ten brak punktów pierwszego dnia. Oczywiście mogę napisać, że jednemu z budowniczych poszła przerzutka, a nie miał zasięgu GSM, żeby dać znać i opóźnić start. Ale wtedy pewnie zadacie pytanie: dlaczego w takim razie start ruszył? Bo były skorelowane biegi. Albo w inną stronę: czemu było tylko dwóch rozstawiaczy? Bo sekcja RJnO UNTS to 4 dorosłe osoby (Ludo, Maciek, moja żona i ja). Nie poszerzyliśmy sobie składu przed tymi zawodami. Wytykanie tego, że Maciek pomagał i jednoczesne zarzucanie skromnego składu organizacyjnego jest jedną z wielu kwestii, które trudno mi jakoś racjonalnie ocenić i na nie odpowiedzieć. Gdyby nie pomoc nastu kolegów, biegaczy to w ogóle nie wyobrażam sobie organizacji tych zawodów.

Przejdźmy jednak do terenu, poziomu map i tras na zawodach. Jak sami zauważyliście mieliśmy trochę 2 Światy: mapa Lucynów i mapa Fidest, szczególnie ten obszar za bagnami. Wydmy Lucynowskie są obszarem Natura 2000, teren za Fidestem nie. Ta niby mało znacząca kwestia sprawia wielką różnice w procesie przygotowania map. Tak, jak wspomniał Janek ruszyłem do mapowania jeszcze w październiku, tuż po określeniu terenów zawodów. Do końca listopada, po 9 dniach prac w terenie już miałem pierwszą całkiem poważną wersję mapy. W kolejnych miesiącach pracowałem dalej, jeszcze tego nie liczyłem, ale w sumie ok. 30 dni w terenie, prawie każdy weekend i 2 tygodnie urlopu. Więc dlaczego cokolwiek nie grało na mapie? Bo na początku roku w terenie ruszyły wielkie prace leśne. Oznaczały one niestety nie tylko mniejsze czy większe zmiany w klasyfikacji, ale niestety też wyznaczenia całego mnóstwa nowych dróg i to niejednokrotnie o klasyfikacji 833.000. Do samych zawodów korygowałem mapę, w ostatnich 10 dniach przed imprezą 6 dni będąc w terenie od świtu do nocy. W 2 dni wspierał mnie Maciek Gromadka, który przejechał trasę M21 optymalnym jego zdaniem wariantem i wszystkie zgłoszone przez niego uwagi zweryfikowałem i większość naniosłem. Dlatego trochę dziwi mnie ogólna ocena map jako słabych. Pewnie nie jestem obiektywny jako ich autor. I tutaj wrócę do kwestii Lucynów vs Fidest. Na terenie mapy „Lucynów” tego problemu nie było i tam chyba było już dobrze. A oceniałem tym samym okiem i na tym samym rowerze.

Dodam, że to nie jest tak, iż uważam mapy za idealne. Zrobiłem błąd zbyt małej generalizacji trzeciego kwartału lasu od dwóch krzyży jadąc w stronę płn-wsch. Trzeba było pozostawić wcześniejszą wersję, szczególnie na mapie 1:15 000. Innym nie wskazywanym błędem były niedociągnięcia co do samego Fidestu oraz przebiegu linii bagien. Zostawiłem sobie to na koniec jako mało ważne, a później ze względu na konieczność wprowadzania zmian po robotach leśnych już nie zdążyłem tej części dopieścić.

Konieczność wprowadzania poważnych korekt na mapie, gdy łączyłem w sobie funkcję zarządzające i mapiarza była brzemienna w skutki. Pewnie wiedząc do czego do doprowadzi wykreskowałbym na mapie jeszcze jedno, czy dwa miejsca, a więcej czasu poświęciłbym na przypilnowania aspektów organizacyjnych. Mądry Polak po szkodzie.

Podobną genezę mają problemy z budową tras. Ale co do tego już się nie będę wypowiadał i pozostawię to ewentualnie budowniczemu. Podobnie jak inne tematy typu długość tras, czy breloczek z rowerem. Wiem, że kwestia budowniczego koniec końców jest i moją odpowiedzialnością, ale jednak pozwolę sobie tą część pozostawić mojemu koledze.

Drugą rzeczą, o której chciałem wspomnieć, jest sprawa łączenia biegów z rowerami. Piszecie, że wszystko źle i dramat. Moim zdaniem nie do końca. Sami wiecie, że na imprezach rowerowych próżno szukać cateringu, czy nagłośnienia na mecie, o toy-toyach (nawet bez papieru), czy myciu u strażaków nie wspominając. Tutaj to wszystko było, nawet droga do centrum zawodów została specjalnie zmodernizowana. Był lekarz, stoisko związanego z nami sponsora itd. Nikt takich rzeczy nie załatwi dla niecałej setki osób. Pewnie byłoby świetniej, gdyby stanęła 4 metrowa meta i powstały korytarze do mety. Tak miało być, ale nie wyszło i to ze względów całkowicie niezależnych od organizatorów.  Podsumowując: ja bym się nie odżegnywał od łączenia imprez. A czy można to zrobić lepiej? No pewnie. Widziałem zrypanego po longu Marcina, który chciał pobiec jeszcze sprint i też mi było głupio, że start sprintu się już zwinął. To nauczka na przyszłość. Jak być może zauważyliście czasy startu na kolejne etapy, szczególnie ten ostatniego dnia były w pełni skorelowane. No i rzeczywiście modyfikowałem to do bladego rana i rzeczywiście listy startowe wyszły za późno. Wiecie też , że pierwszego dnia specjalnie ustawiłem dwie strefy startu. Pewnie jeśli kiedykolwiek dojdzie do łączonej imprezy ten temat będzie jednym z podstawowych tematów do poprawienia.

Trzecią rzeczą, co do której chciałbym się odnieść jest historia z metą na scorelaufie. Tu znowu zadziałały prawa Murphy’ego. W momencie największej eskalacji problemu można było go szybko załatwić i przeciąć sprawę. Ale tak prawie wtedy była dekoracja biegaczy, w której uczestniczył Sędzia Główny. Poziom adrenaliny sięgnął zenitu. Rzeczywiście padło wiele słów, które paść nie powinny i to  w obie strony.  Myślę, że to właśnie atmosfera bardziej, niż sama kwestia współistnienia dwóch punktów mety była przyczyną podwyższonej irytacji po stronie zawodników. Za to po raz kolejny przepraszam.

Podsumowując: zamiast fiesty wyszło słabo, poniżej niezbyt wygórowanej średniej krajowej. Pewnie wielu zawodników spodziewało się więcej od mojego klubu UNTS Warszawa, nawet jeśli mówimy o jego rowerowym ramieniu. Niestety warto jednak sobie uświadomić wśród hejtu i narzekań, że nawet ów UNTS, ale też prawie wszystkie kluby w Polsce (no może poza Team 360) mają w kategoriach seniorów i weteranów pojedyncze osoby i trudno takimi siłami zbudować solidną imprezę. Znacznie łatwiej wytknąć, że kolejna impreza została zrobiona jednoosobowo przez jakiegoś nicza, czy innego Janka, niż ruszyć doopę do roboty. Wielka szkoda, że nie wyszło. Zastanówcie się jednak lepiej, czy możecie jakoś pomóc. Może podejmijcie się organizacji, może pomóżcie, nawet łącząc tą pomoc ze startem w zawodach. Jeśli wytracą się ostatni szaleńcy podejmujący próby organizacji imprez to ich po prostu nie będzie.

W trakcie zawodów wspierało mnie nastu kolegów, biegaczy z UNTS. Włącznie z Panią Prezes chcemy odbudować dobre imię również w obszarze RJnO. Bez narzekania, tak jak to UNTS potrafi: zakasując rękawy i do roboty. Być może jeszcze wrócimy do lasów pod Wyszkowem. Dlatego jeśli możecie to podpowiedzcie proszę, w których miejscach mapa Wam nie pasowała. Wszystkim chętnym mogę podesłać czyste mapy. A wkrótce wrzucę na stronę GP Mazowsza mapy wraz z trasami elity.

Dostałem też już bazę danych całej imprezy. Skoryguję wyniki tam, gdzie są zgłoszone problemy (vide feralna 12 minuta wpisana zamiast 60, czyli 12:00 w przypadku zawodnika Karola). Opublikuję też międzyczasy, czy inne cząstkowe informacje również dla dystansu długiego, nawet jeśli to tylko informacyjnie.

Fajnie, że pojawiły się

Fajnie, że pojawiły się przeprosiny, bo na głównej stronie tej imprezy trudno coś takiego znaleźć (są tam podziękowania za udział, moim zdaniem skierowane głównie do biegaczy, więc dlaczego miałyby być jakieś przeprosiny skoro dotyczyć miały niebiegaczy?).

Mapy nigdy nie są idealne. Sam wiem, że ile by się nie włożyło pracy to przebieżność ścieżek w większości przypadków jest sezonowa - ta sama ścieżka może być bardzo szybka i twarda, a jak przyjdzie susza to pojawia się w tym samym miejscu sypki piach i poruszanie się staje mordęgą. Podobnie jak zaczną się prace wycinkowe drzew (co tutaj miało niestety miejsce) i nie dość, że pojawia się na ścieżkach mnóstwo drobnych gałęzi to również sieć ścieżek staje się nieaktualna z wcześniejszą mapą.

Łączenie zawodów biegowych i rowerowych. Wydaje mi się, że to jest dobry pomysł. Więcej osób spotyka się w jednym miejscu, dla tych na rowerze jest mniej kameralnie w Centrum Zawodów. A o startach każdy powinien decydować indywidualnie - przecież nie ma obowiązku biegania i jazdy na rowerze na jednej imprezie. Pomijam bieganie po lesie z rowerem na skróty :) . Ja nastawiłem się od początku tylko na rower i to mi wystarczyło. W piątek głównymi przyczynami "tragedii" na rowerze w mojej ocenie były (w kolejności) - odwołanie etapu po jego zakończeniu (ja byłem mega zmęczony co odbiło się na wynikach w kolejnych dniach), brak wody na punkcie żywieniowym, dystans (okazał się dużo dłuższy i bardziej wymagający niż było to zaplanowane), "jakość" niektórych ścieżek (głównie chodzi o gałęzie, ale zostało to już wyjaśnione), itp.

Wracając jeszcze do strony imprezy - gpmaz.pl. Jest tam zakładka "Kontakt". Tylko jak można z niej skorzystać? Przy próbie wysłania jakiejkolwiek informacji od razu pojawia się bład: "Musisz podać klucz publiczny. Wpisz go na stronie edytora dodatku". Problem w tym, że "edytor dodatku" nie działa. Jest też formularz kontaktowy, który ... również nie działa (może dlatego, że nadal nie mam klucza publicznego). Tylko jak mam uzyskać zwrot części opłaconej opłaty za starty (mam zwrot za wycofanego w terminie syna oraz za 2 odwołane etapy rowerowe) skoro nie można się z nikim skontaktować?

Patrząc teraz z perspektywy czasu to mimo wszystko chętnie wróciłbym na jakieś zawody rowerowe w okolice Wyszkowa. Mapy już są więc grzechem byłoby teraz z nich nie korzystać.