Lasek zawsze wita nas świetną atmosferą i ciekawymi trasami. Tym razem jeden z zaprzyjaźnionych mieszkańców mógł nawet śledzić rywalizację w domu, na ekranie (monitoringu) - choć bez profesjonalnego komentarza, gdyż komentator został wypożyczony na Giro.
Trzeba przyznać, że już dawno żadna runda nie przyniosła takiej liczby niesamowitych zdarzeń:
- przebita dętka która wypadła spod opony i wkręciła się w oś koła, owijając przy okazji hamulce (klucz płaski 15 to przydatny artefakt)
- zapomniany blat do mapnika (na szczęście znalazł się zapas i dodatkowa śruba mapnika)
- zapomniany kask
- zapomniany mapnik w całości (dałem się więc ogołocić, dla wspomożenia kadry)
- zgubiony kask (trzeba się było bardzo .... skupić by go odnaleźć)
- zgubiony licznik
- znaleziony licznik (ale nie ten zgubiony, bo tamten znalazł się wcześniej)
- wypięte, szczęśliwie niezgubione tylne koło (to by była jazda - ale Polak potrafi !)
- do chwili naszego odjazdu z CZ nikt na szczęście nie zgłosił zgubionego roweru.
A wszystko zaczęło się tak niewinnie od butelki napoju.
Kadra potraktowała rundę dość luźno - treningowo, choć i całkiem serio przejeżdżając całe trasy.
Teraz czas na Ostródę, a jutro muszę dorobić ze 30 blatów mapnika.