Nocne dywagacje

W niedzielę zakończyły się Mistrzostwa Polski w Biegu na Orientację. W piątek można było zdobyć medal w nocy, w sobotę w parze (sztafety MIX), a w niedzielę po Bożemu, czyli w biegu klasycznym. Zawody zostały rozegrane w Kwidzyniu i okolicach, czyli nadspodziewanie pofałdowanych terenach na południowy-wschód od miasta. Trzeba przyznać, że organizator bardzo się starał zapewniając ciekawy teren, mapy i trasy (przynajmniej na nocnych, na których niestety zakończyłem swoją kwidzyńską przygodę), a nawet niespotykany na tego typu zawodach profesjonalny katering. Niestety do standardów panujących w cywilizowanym świecie, ciągle nam daleko i nie jest to tylko przypadłość ostatnich zawodów, ale ogólny szkopuł większości imprez z kalendarza centralnego.

Pierwszy problem to niechlujstwo. Listy startowe były losowane dwa razy, co jeszcze można zrozumieć. Jak organizatorzy lubią to niech sobie je losują nawet 10 razy, ale wystarczy opublikować tylko tą ostatnią. Niestety w Kwidzyniu opublikowano obydwie i stoczyły one między sobą zażartą walkę o dostęp do oczu i serc zawodników. Inna lista wisiała w biurze zawodów w Kwidzynie o godz. 19:00, a inna dwie godziny później w Sadlinkach w centrum zawodów nocnych w Sadlinkach. Na przyszłość dobra rada dla uczestników. Trzeba oglądać wszystkie listy startowe, jakie pojawią się po drodze, a najlepiej to na start przyjść na minutę zero. Nigdy nie wiadomo jaką mają tam listę startową, a jak wiadomo, ta właśnie jest najważniejsza.

Drugi problem to nieodpowiednie priorytety. Zawody są dla uczestników, tym bardziej w sporcie tak niszowym jak orientacja sportowa. Sędziowie powinni starać się rozwiązywać zaistniałe problemy, szczególnie wtedy, kiedy wynikają z błędów organizatora. Mamy w kraju bardzo wielu sędziów, ale moja subiektywna obserwacja jest taka, że im więcej na zawodach tych z licencją S1, tym większy, za przeproszeniem, burdel panuje na starcie, mecie i w biurze. Być może licencje sędziowskie w ogóle nie są potrzebne, skoro tak dużo zawodów centralnych, gdzie licencje są wymagane, tak bardzo odstaje jakością od przyzwoitego poziomu.

Sędziowie to zresztą nie jest jedyny problem. Badziewiaste mapy robione na chybcika na dzień przed zawodami, nieciekawe i źle zbudowane trasy, źle ustawione punkty, czy pozamieniane kody to już jakaś plaga. Problemy zdarzają się także na np. czeskich imprezach, ale statystycznie bijemy ich na głowę, bowiem u nas dobra inaczej jest prawie co druga duża impreza. Tak naprawdę dużo lepszy poziom prezentują te lokalne, a frekwencja na nich często nie jest dużo mniejsza niż na tych większych. Ale przecież zawody CTZ robi sędziowsko-budowniczo-topograficzno-kartograficza elita, więc i rozrywka musi być stosowna do rangi.

Nie wszystkie powyższe uwagi dotyczą zawodów w Kwidzyniu, które nie były ani specjalnie lepsze, czy gorsze od pozostałych. Z opisu znajomych wiem, że wiosenne KMP w Tomaszowie i jesienne w Nowym Sączu wypadły równie, jeśli nie bardziej, blado. Niestety równanie w Polsce do średniego poziomu to bardzo zły pomysł, bowiem krajowa średnia jest naprawdę niewysoka.

Na szczęście sezon biegów z kalendarza centralnego prawie się skończył (został tylko październikowy long), więc zawodników czeka chwila oddechu i radość z uczestnictwa w dużo lepiej organizowanych zawodach lokalnych. Nawet, jak coś będzie spartolone, nie trzeba będzie wydawać tyle kasy na dojazdy i noclegi, żeby się o tym przekonać.